Żenujące jest stanowisko niektórych mediów, określających „flekowanie” w parterze mianem „męskiego sportu”. Nie jest żadną tajemnicą fakt, że „sport” jest nie tyle męski, ile kasowy. Na imprezę przychodzi zawsze wielu takich, którym życie poskąpiło udanych wrażeń. Gdy już powrócą z sali widowiskowej do blokowiska, na pewno nie będą mieli skrupułów podczas wbijania butami w glebę jakiegoś przypadkowego marudera, no bo to tylko sport! Wszak niedawno oglądali coś takiego na prawdziwym ringu. W blokowisku nie ma ringu, jest gleba i tyle wystarczy. Tak rodzą się nowe blokowe, delikatnie mówiąc, zabawy.
W gruncie rzeczy fakt, że kilku „samobójców” regularnie pozbywa się pewnej ilości komórek mózgowych na skutek doznawanych obrażeń głowy, nie jest w tym wszystkim najważniejszy. Trudno mieć o to pretensję do samych zawodników, tak samo jak trudno winić faceta, który wali głową w ścianę, bo akurat ma taki kaprys. Problem powstaje właśnie wtedy, gdy to wszystko dzieje się na oczach publiczności, która wpada w ekstazę na widok bitej i kopanej (zgodnie z „regułami”) ofiary. Słowa „ofiara” używam celowo, bo jak inaczej nazwać dobijanego rękami i nogami człowieka leżącego na ringu?
Sport od wieków pełnił rolę wychowawczą, zwycięzców noszono na rękach, ale gdyby któryś ze zwycięzców pozwolił sobie na uderzenie lub kopnięcie leżącego, zostałby wygwizdany z takim zapałem, że słyszałby później ten gwizd do końca życia.
Obyczaje ewoluują w kierunku coraz większej swobody. Ma to swoją dobrą i złą stronę, ponadto nie od dziś okazuje się, że wszystko można sprzedać i – przy okazji – nieźle zarobić. Póki co, organizatorzy takich widowisk zakładają swoim zawodnikom rękawice, aby sprzedać „flekowanie” jako sport. Być może za dwadzieścia lat ktoś wyrzuci rękawice na śmietnik i założy kastety ogłaszając, że takie jest „zapotrzebowanie społeczne”.
Gra na najniższych instynktach publiczności jest znana od czasów rzymskich, jednak przez cały wiek XX obowiązywały w sporcie rozsądne reguły. Trudno więc uwierzyć, że w wieku XXI urodzili się nowi ludzie z zapotrzebowaniem na mocniejsze wrażenia. Po prostu sztucznie podkręca się atmosferę sprzyjającą wprowadzaniu drastycznych form walki, nadaje się im pozory walki sportowej i ma się z tego określone profity.
Żeby wszystko było jasne, dodam na zakończenie, że nie kontestuję całego MMA jako sposobu weryfikacji sprawności. Mam natomiast zasadnicze zastrzeżenia do reguł, które w tym wypadku stanowią kompromitację sportów walki, czyniąc z nich zwykłą mordownię.
Szkołą psychopatów – czyli dobijanie leżącego cz.2 – Wiadomości dla niej i dla niego
12 kwietnia 2018 w 09:02
[…] 2 minuty temu Szkołą psychopatów – czyli dobijanie leżącego cz.3 […]